poniedziałek, 23 stycznia 2017

Trafiła kosa na kamień

Cześć
Dzisiaj opiszę swoje wrażenia i zrecenzuję gierkę SCYTHE czyli rozhajpowaną planszówką w którą pewnie brodaci młodzieńcy rzucali pieniędzmi na kickstarterze. Z jednej strony faktycznie podobał mi się taki klimat retro SF czy tam diesel punku w rodzimym wydaniu ale z drugiej byłem do niej dość scepytcznie nastawiony przez powód podany wyżej.
Ale do rzeczy

Gra przenosi nas w alternatywną rzeczywistość lat 20stych zeszłego millenium. Zaraz po zakończeniu wielkiej wojny, a może już w trakcie wojny polsko-bolszewickiej w swojej alternatywnej wersji ? Tak czy siak, motyw trochę 40stkowy, zapomniana technologia, mechy, zapomniana fabryka w której kryją się sekrety i każde w wielkich mocarstw chce je dla siebie, wysyłając swoich przedstawicieli. Same dokładne realia nie są istotne, liczy się klimat a tego nie da się grze odmówć, jest, i jest bardzo intensywny, w zasadzie taki że aż się skrapla na suficie i cuchnie benzyną i olejem napędowym, wilgotną ziemią i świeżo skoszonym zbożem. Może się klimat podobać albo nie ale nie da skłamać i powiedzieć że go nie ma.
Co do wspomnianej wojny polsko-bolszewiciej, tutaj niestety nie mogła by mieć miejsca. A czemu ?
bo nie ma takich krajów, jest Polania i Rasvietia, tak samo jak nie ma Niemców, tylko Królestwo Saxonii (co ma chociaż trochę sensu bo Saxonia przynajmniej istnieje) nie ma Norwegów tylko Nordia (swoją drogą Norwedzy w tym klimacie średnio mi pasują, wolał bym węgrów, francuzów, włochów, czechosłowaków, łotyszy, no nie wiem. ) i Krym czyli wcale nie imperium Osmańskie.
Mnie to średnio pasuje, jakby nie mogli dać normalnych nazw, to i tak historical fiction i "co by było gdyby" ale nie ważne. Nie będe się o to spinał.

Co do zawartości pudełka, jest.. standardowo. Obecne gry planszowe przyzwyczaiły nas do pewnego poziomu, zwłaszcza gry planszowe za takie pieniądze. I tutaj też jest na poziomie, ale nic ponad to. plansza, żetony, karty, no ładna oprawa wizualna, ale to nie zasługa twórców gry tylko bazowania CAŁEJ CHOLERNEJ GRY na kilku obrazkach. Ale okej, zagwarantowało to ładne .. obrazki w grze :) plus taki że grałem w grę z kicka która zamiast zwykłych tokenów surowców miała faktycznie takie małe surowce i tak sztabki srebra były z metalu, były malutkie pieńki drewna, worki zboża, maluteńkie beczułki z paliwem to było super fajne! ale nie wspominam o tym bo w bazowej wersji tego nie ma.
Modele ?
Przy Bloodrage się rozpływałem, tutaj są zwykłe gumoludy i to momentami ( w wypadku mechów) i tak to jest minus gry dla mnie dość spory, jak już robią taką grę to mogli by się postarać o naprawdę dojebane modele :/ a tak typowe miękkie glutki z pierwszej lepszej planszówki. szkoda

No i teraz przechodzimy do najciekawszego czyli do samej mechaniki.
Na tym polu gra błyszczy bo z początku wydaje się być absolutnie zwyklacką grą strategiczną o walce mocarstw. (myślę sobie, okej, spoko, trzeba ogarniać surowce, zajmować tereny narobić w chuj mechów i wydymać resztę, i za to tyle hajsu ?) ale właśnie okazało się że jestem w błędzie.
Cały czas powtarzany slogan twórców że to gra o wiszącym widmie nowo rozbudzonej wojny czy opadającym wojennym zgiełku a nie o samym konflikcie wziąłem za marketingowy bełkocik ale faktycznie tak jest!
To militarna gra w której klepanie się nie ma żadnego znaczenia w sumie :P
Ale po kolei.

Gra kończy się gdy któryś z graczy wypełni 6 celów gry (a jest ich chyba 12 jak pamiętam ) czyli będzie mieć 4 mechy / 4 rekrutów / 4 budynki / wygra 2 walki / zrobi przynajmniej jednego questa / zarobi 20 czy 40 pieniądzów / wszystkie upgrejdy / coś tam jeszcze.
I jak ktoś to zrobi to jest jakby dzwonek że gra się skończyła, co nie znaczy że ten co to zrobił wygrał, liczy się hajs, tylko i wyłącznie hajs, nic więcej, hajs mnożony przez różne mnożniki, a to popularności nacji a to zajętego terytorium a to czegoś tam jeszcze ale tak liczy się hajs i nic więcej.
Wspomniane walki są nieistotne z kilku powodów, nie eliminują mechów/jednostek wroga, te wracają po prostu na pole startowe i nic im nie jest. My za wygraną nie zyskujemy NIC, poza jedną gwiazdką za wygranie jednej walki i jedną za wygranie drugiej. KONIEC nie ma żadnych bonusów. Teoretycznie możemy zająć surowce ale to trochę problematyczne. Natomiast są minusy bo jak wygramy walkę na terenie której będą tez mieszkańcy wsi przeciwnika to tracimy popularność (a to istotny współczynnik jak każdy w tej grze) więc serio, walki się nie opłacają.
Co do "walek" ja grałem Saxonią która nastawiona jest głównie na klepanie się, ale że walki nie mają tutaj znaczenia więc niemiaszki są w dupie jeśli chodzi o balans, rusie są OP, norwegia moim zdaniem też mocno OP. Polska średnia a krym całkiem okej.
Właśnie, balans - nie ma go :P  ALE jak gra się łoś na łosia to można coś pocisnąć, gorzej jak ktoś już ma jakiegoś skilla i jeszcze gra mocniejsza stroną. Serio, 750 pierdolonych playtestów i naprawdę nie potrafiliście zbalansować stron konfliktu ? kto wam kurwa te playtesty robił ? ekipa GW ? wargaming ?  bez jaj..

No ale przechodzimy do najistotniejszej mechaniki, chociaż nie wiem czy uda mi się ją opisać. Jest bardzo nietypowa, oryginalna i mega fajnie działa pod warunkiem że przez poprzednią godzinę zjadałeś sobie zęby żeby ogarnąć o co chodzi. Zgodzę się tutaj z Tomem z "Dice Tower" że zarządzanie swoją nacją i swoimi fazami tury i decydowanie co i kiedy i jak zrobić daje dużo frajdy.
Każda nacja ma swoją kartę na której są wypisane bodaj 4 akcje małe które może wykonać a zaraz pod spodem akcja duża (pod każdą małą).
T tak na przykład, akcja mała to wzięcie surowców akcja duża to upgrade czegoś.
Akcja mała to wyprodukowanie mecha a duża to powołanie rekruta
Budowanie budynku i ruch.
oczywiście nie przepisuję tego wiernie tylko z grubsza żebyście wiedzieli o co chodzi.
W każdej turze możesz wykonać jedną akcję małą i jedną akcję duża ALE leżącą tylko bezpośrednio pod akcją małą (o ile masz na nią zasoby) więc cały myk polega na takim żonglowaniu wszystkim żeby nie marnować tury i robić jak najwięcej akcji na raz. Do tego tutaj nie dostajesz surowców co ture "ot tak" musisz poświęcić akcję żeby je pobrać. tak samo ruch, to osoba akcja, chcesz ruszyć gościa i pobrac surowce, fajnie ale to dwie różne akcje małe więc to zajmie dwie tury a nie lepiej "skombowac to tak że najpierw tylko ruszyć i wybudowac taki a ataki budynek za drewno które masz a potem dopiero pobierzesz surowce stali na które się przesuniesz i wtedy zrobisz upgraa... szlag, nie zrobisz bo zabraknie Ci jednej jednostki drewna, więc może zamiast ruchu może akcja trade, wtedy wymienisz surowiec ale ..no nie cholera dalej nie pasuje...
i tym podobne kminy.
Dodając do tego że im więcej pobieramy surowców tym więcej musimy za nie płacić wskaźnikami (popularności/pięniędzmi/ siłą militarną ) więc też to nie zawsze się opłaca. Czasem jakiś wrogi gracz spuści nam lanie, niby nic ale nagle nasze mechy i robotnicy wracają do bazy  A JUŻ KURWA BYLIŚMY TAK blisko żeby stanąć na tundrze żeby pobierać surowce ropy, no kurwa.
Jest naprawdę sporo fajnych "kombosów i kminienia" ale ingerencja między graczami moim zdaniem niewielka. Poza sporadycznymi walkami. jak ja grałem walk odbyło się kilka ( 6 ? ) , niestety tak sięułożyło że we wszystkich ja byłem jedną ze stron :/ głównie tą przegrywająca (acz nie zawsze:P)
co do walki sama w sobie jest poprowadzona ciekawie i aż szkoda że jest taka nieistotna, polega na deklarowaniu i "blefowaniu" ile punktów potegi militarnej poświęcimy, oczywiście deklarujemy to na raz, dwa, trzy więc nagle się okaże że ktoś dał za dużo a raz że ktoś jednak za mało, niedocenił przecniwnika i wpierdol :P

urocze monety, każdy nominał z innego kraju, oczywiście sonnenrad nie występuje na Niemieckiej- Saxońskiej monecie ale sierp i młot jest milutki i przecież stalin to był w sumie spoko gość więc jasne możemy go pokazać  na monecie Rasviedzkiej wcale nie anagramie Radzieckiej, no ale to inny temat


Podsumowując gra naprawdę chłodna, bez obawień można rozgrywać.
8/10.
+   klimat
+ bardzo fajna mechanika
+ urocze tokeny i monety

- średnie modele
- mała integracja między graczami
- balans

powiedział bym że minusem jest że walka jest mało istotna, ale .. taki był koncept gry od początku, to tak jak się czepiać pędzących żółwi że jest za mało krwi :P

środa, 11 stycznia 2017

post noworoczny "w koreańskim kinie"

Cześć

Witam wszystkich w nadchodzącym chujowym roku 2017 (chujowym bo podobno wróżbita Maciek tak powiedział) więc trzeba się wziąć w garść i jakoś to przetrwać (odpala się riff z "w sztormie i chwale") Ale dzisiaj mam dla was trochę wodolejstwa.

Po pierwsze oglądałem film którym kilka osób na forum się zachwycało


mianowicie właśnie POCIĄG DO BUSAN.
Ja wiem że parafrazując słynny banerek "Jaranie się Koreą to Pedalstwo" i w sumie każdy kto tak nie uważa też jest pedalstwem (a tak serio nie da się ukryć że jest na to moda i tyle, tak jak na stare gry nintendo i retro grafikę, gdyby nie ironicznie brodacze-trendsetterzy nikt by nie pierdnął w tym kierunku nawet, no ale do rzeczy)
Ale jak jest film o zombie to  mógłby być nawet w Hondurasie kręcony byle by był spoko.
Ten nie był, koniec recenzji XD

A tak serio, spodziewałem się świeżego spojrzenia na temat, nowatorskiego i nietypowego, niemieszczącego się w umyślę "człowieka zachodu" (jaka ta geografia porąbana, to chyba jedyna okazja kiedy Lechistan mogę nazwać "krajem zachodnim" :P) pozbawionego stereotypów i kalek filmowych kina zachodniego (głównie USAnijskiego)
Niestety tak jak "my" jaramy się Koreą i Azją jako tako (bo to przecież takie ekskluzywne jarać się żółtkami kurwa) tak oni mają kompleks niższości i małego kutasa i jarają się zachodem (hasło na dziś Wasei-eigo ;) więc wszystko w tym filmie poza mordami i językiem jest jak w filmie Amerykańskim, a nie sorry, nikt nie nosi broni :/ no to jak w filmie angielskim.. no nie jest bardziej monoetnicznie i nie ma czarnuchów/arabusów. No ale wiecie o co chodzi.
Fabuła prosta, chociaż na początku zapowiada fajną akcję. zapracowany tatuś który nigdy nie ma czasu dla córeczki zgodził się wreszcie pojechać z nią pociągiem (po chuj pociągiem jak ma super brykę ? no ale może se chce popić tej ich rozwodnionej wódk - Soju :P (nie polecam) do jej mamy która nie jest już żoną, po rozwodzie. no i na początku dostajemy nakreslone postacie w pociągu, zarys świata i jest okej. Gdyby nie główni bohaterzy ojciec i córka którzy są w chuj drętwi, ojciec ma cały czas taką samą minę niezależnie co się dziej na świecie, a dziecko ma chyba jakiegoś jebanego 'assburgera'  bo nic nie robi tylko się stoi i lampi, dopiero w połowie filmu scenarzyści sobie przypomnieli "ty może tej małej zacznijmy kazac płakać?" i dopiero wtedy przypomina normalne dziecko. Nie że każde dziecko ciągle ryczy ale jak ktoś naprzeciwko wpierdala mózg z "żywego dawcy" sam bym się rozpłakał!
No i w zasadzie od pojawienia się zombie już jakoś tak równia pochyła. Zombie biegają, skaczą, syczą i piszczą
(oddam królestwo za bezgłośne snujące się kloce martwego mięsa..ale nie, bo to by było za mało dramatyzmu i prostackie reżyserki nie umiały by tego pokazac, co to za dramatyzm jak tak łatwo je ominąć. No ale właśnie o to chodzi ! niby łątwo ominąć niby możesz biec a one nie mogą, easy peasy, ale zombie się nie męczą a ty tak, zombie nie musza odpocząć i iść spać, a ty ile wytrzymasz na nogach ? 48h ? 72h ? może, non stop ? w biegu ? serio. i to że są wszędzie, dookoła i nigdzie nie jest bezpiecznie, takie wymęczenie psychiczne, no ale łatwiej pokazac skaczące małpy kurwa! prostackie zagrywki !)
Dobre był dwa motywy w filmie, kiedy dojechali do bezpiecznej niby stacji zbiegli po schodach z peronu i zobaczyli kordon wojska cali weseli a potem okazało się że ci wojskowi to już tez zombie i dupa zbita.
A druga rzecz to że w tym filmie wymyślili koncept że zombie ich nie atakują jeśli ich nie widzą. Więc poodziellali się drzwiami w wagonach i pozasłaniali szyby czy to gazetami czy spryskali gaśnicą proszkową i tak se jada przed siebie może gdzieś dojadą. To było spoko.
I postać pana Dyrektora też była całkiem fajna, taka druga strona medalu, oczywiście trochę z nim chyba przegięli, ale spoko że takie coś pokazali. 

Ale nie spoko było przebijanie się przez wagon zombie we 3kę za oręże posiadając jedynie taśmę klejącą na przedramionach (że niby karwasze :P ) a nie, jeden miał pałkę. no ale dla mnie to trochę retarded opcja.
Tak samo jak bezsensowne bohaterskie śmierci, zwłaszcza bezdomny który był w tym filmie TYLKO KURWA PO TO żeby umrzeć zupełnie bez sensu w kluczowej scenie. Sporo śmierci było tu naciąganych i niepotrzebnych.
No i końcówka słaba, wolał bym żeby była jak w filmie "Żelazny Krzyż"  (kto oglądał będzie wiedział o co chodzi) dąłbym temu filmowi o jedno oczko więcej, za danie mi w ryja pod sam koniec. A tak ? średniak,  mocny średniak, zobaczyć można i oczu nie wypali, ale nie było w tym nic wielce wartościowego i wyjątkowego.

6/10 

Ale warto dodać że powstał animowany prequel tego filmu "Stacja Seul" który wygląda naprawdę fajnie, może dlatego że nie jest "obvious chińskie bajki style" i nie ma wielkich fryzur i świszczących kanciastych wybuchów :P też na pewno zobaczę. Może będzie lepszy,